Pakistan – Jak wygląda eskorta?

Jeszcze długo przed wyruszeniem w podróż przejrzałem wiele informacji związane z przekraczaniem granicy Iran/Pakistan. Chciałem dowiedzieć się, jak najwięcej odnośnie do ogólnej sytuacji w Beludżystanie która nie zawsze jest stabilna. Wtedy dokopałem się do informacji, które mówiły, że w momencie przekroczenia granicy zostaje przydzielona eskorta do momentu opuszczenia tego regionu. Procedura, która została nakazana przez rząd w celu zapewnienie bezpieczeństwa przyjezdnym. Co niby ma przełożyć się na zmniejszenie liczbę ataków i porwań na tle terrorystycznym. Wspomina o tej procedurze wiele blogów, jednak nigdzie nie mogłem przeczytać szczegółowych informacji z tym związanych jak dokładnie przebiega taka eskorta. Opisy pokrótce tylko jeszcze bardziej potęgowały moją ciekawość i pozostawiały mnóstwo znaków zapytania. Komu się należy? Kto eskortuje? Ile trzeba jechać? Czy to kosztuje, a jak tak to ile? To tylko cząstka niewiadomych, jednak już po pierwszych dniach pobytu w Pakistanie miałem odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania.

Pierwszy raz doświadczyłem jej jeszcze w Iranie, a mówiąc dokładniej to dostaliśmy. W miasteczku Mirjaveh nieopodal granicy z Pakistanem poznałem Davida z Włoch, który tak samo jak Ja zmierzał autostopem do Pakistanu. Nasze spotkanie było śmiesznym zbiegiem okoliczności (możesz przeczytać TUTAJ), ale zaowocowało tym, że postanowiliśmy połączyć siły i wspólnie kontynuować drogę. Od granicy dzieliło nas około 10 kilometrów. Ale jak poinformowała nas lokalna policja nie mogliśmy zrobić tego na własną rękę. Żadnego autostopu i maszerowania do granicy, mimo że była niedaleko. Bez szczegółów wrzucili nas na pakę pickupa, po czym zawieźli na przejście graniczne. I to była pierwsza eskorta, jaką doświadczyłem w tej podróży.

Na kolejną nie trzeba było długo czekać, choć z początku nie zapowiadało się na nią. Po przejściu kilku formalności znaleźliśmy się po Pakistańskiej stronie granicy. I co teraz? W czasie przechodzenia przez całą procedurę nikt nie wspomniał ani słowem o eskorcie, ani co do naszego przemieszczania. Po prostu wyglądało to jakbyśmy nie mieli żadnych ograniczeń. Jednak tylko wyszliśmy na zewnątrz budynku już po kilkunastu metrach wybiegł za nami mężczyzna, oznajmiając, że musimy iść z nim, żeby wypełnić kilka dokumentów. Okazał się nim policjant ubrany po cywilnemu. Po kilku minutach doszliśmy z nim do posterunku, który dosłownie był jak twierdza. Ogrodzona wysokim murem z kolczatkami, a żeby wejść do środka trzeba było przejść przez dwie pancerne bramy. Zgodnie z tym, co mówił policjant czekało tam na nas trochę dokumentów. Tam też dowiedzieliśmy się, że dotyczą one przyznania nam eskorty, czy tego chcemy, czy nie. Bez względu na to jak mamy zamiar przemieszczać się po Beludżystanie.

Taka forma ochrony od Pakistańskiego rządu jest całkowicie za darmo, jednak podpisując dokumenty zgadzasz się na jej formę i trzeba całkowicie przestrzegać jej warunków. Jednak w moim przypadku szybko okazało się, że eskorta rządzi się swoimi prawami i jest luźną formą przejażdżki. Mało tego, spotkani po drodze policjanci są na tyle wyluzowani, że potrafili nas zadziwić swoim luzem. Dla przykładu dawali pobawić się kałachem albo częstowali marihuaną lub haszyszem. Gdzie przypomnę, że w takim kraju, jak Pakistan jest to nie do przyjęcia i w skrajnych przypadkach grozi nawet śmiercią.

Samo eskortowanie wygląda na zasadzie przemieszczania się od posterunku do posterunku umiejscowionego przy drodze. Przeważnie oddalone są od siebie 10 czasami do 30 kilometrów, lecz szybko zgubiłem się w liczeniu, bo jest ich naprawdę sporo. Procedura wszędzie taka sama. Wpisanie do zeszytu swoich danych i przesiadka do kolejnego pickupa i tak przez dwa dni. Trasa prowadzi przez mało przyjazne na przemian pustynne i górzyste tereny. Do tego bez przerwy palące słońce tak mocne, że potrafiło topić moją karimatę.

Takim strategicznym miejscem, gdzie docelowo prowadzi eskorta jest Kweta. Jedno z większych miast w tej części Pakistanu położona tuż przy granicy z Afganistanem. Tam są prowadzone kolejne czynności związane z dalszym eskortowaniem. Jednak, żeby tam dotrzeć trzeba najpierw dojechać z granicy 630 kilometrów. Sporo, dlatego trwa to dwa dni, żeby uniknąć podróżowania nocą, co jest niby zbyt niebezpieczne. Dlatego jedna noc przypada w małym miasteczku, Dalbandin. Zgodnie z dokumentem eskorty właśnie tam jest umowny nocleg w specjalnie strzeżonym hotelu, mając w towarzystwie uzbrojonego policjanta. W rzeczywistości wygląda to tak, że siedzi on w hotelu i dzwoni po znajomych, żeby przyszli zrobić sobie z nami zdjęcie. Więc taka luźna forma ochrony, ale dla mnie była jak najbardziej do przyjęcia, bo nikt nie trzymał nas pod kloszem. Bez problemu mogliśmy również poruszać się po miasteczku co utrwalało mnie w przekonaniu, że nie taki wilk straszny jak go malują.

Podróż długa, ale nie ma mowy o nudzie lub monotonii. Wszystkie eskorty były niezwykłą przygodą i za każdym razem spotykaliśmy się z czymś nowym. I szczerze mogę stwierdzić, że pomimo tego, jak sporo mówiło się o niebezpieczeństwie w tym regionie, to ani razu nie doświadczyliśmy, ani sekundy jakiegokolwiek zagrożenia. Powiem nawet inaczej. Eskorta eskortą, ale nie było problemu, żeby rozejrzeć się, gdy robiliśmy postoje przy wioskach. Potrafiliśmy znikaliśmy na dłuższy czas, a policjanci na dobrą sprawę nas nie kontrolowali ani nie poganiali. Dosłownie wszędzie doświadczaliśmy niesamowitą ciekawość lokalnych oraz ich gościnność. Dotarcie do Kwety zrobiło chyba na mnie największe wrażenie. To dopiero było przeżycie, kiedy ma się okazje jechać opancerzonym wozem przez miasto. Z jednej strony dawało dużo do myślenia, bo jednak obecność takich środków pewnie miało swoje podłoże zaś z drugiej cały obraz powagi pękał jak mydlana bańka, kiedy wrzucili nas w tuk tuka, który utknął w zakorkowanych uliczkach Kwety wraz z towarzyszącą nam motocyklową eskortą policjantów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *