Tajlandia – Agape

Rozmawiałem z opiekunem o tym, co mnie sprowadza do sierocińca i na wstępie mu objaśniłem, że chciałbym pomóc, jak to tylko możliwe, czy to coś naprawić, sprzątać, lub nawet uczyć czegoś dzieci. Oczywiście nie zapomniałem powiedzieć o projekcie „Piłka dla dziecka”. Dostałem wolną rękę, czyli mogłem zajmować się tym, co uważam za słuszne, co mnie niezmiernie cieszyło, bo w zasadzie nie miałem wcześniej pojęcia, czy w ogóle będę mógł wejść na teren sierocińca, a tu niespodzianka w dodatku mogłem tam mieszkać, ile tylko będę chciał. Tylko przez czas rozmowy z opiekunem otaczała mnie grupka ciekawskich dzieci jednocześnie rozmawiałem, mając je wszystkie na sobie. Zrobiły mi śniadanie i widziałem, że już nie mogą się doczekać, aż skończę rozmawiać, i będę mógł poświęcić im więcej uwagi. Rozmawiałem z opiekunem o najdrobniejszych sprawach sierocińca, jak wygląda obecnie sytuacja, jak wyglądała oraz jaka jest sytuacja przebywających tam dzieci. Chwilę później mogłem już zobaczyć sierociniec i jak wygląda tam życie dzieci oraz w jakich warunkach mieszkają. Umiejscowiłem się w niezamieszkałym baraku obok mieszkających chłopców, ale długo tam nie zagościłem, bo zaraz przyszli po mnie dzieci i bardzo chciały, żebym mieszkał z nimi. Warto wspomnieć, że sierociniec ma za sobą swoje lata świetności, stacjonowało tu mnóstwo wolontariuszy przyjeżdżający dosłownie z całego świata. Fundowali oni stojące tu baraki i jednocześnie budowali je ogólnie opiekowali się całym sierocińcem. Co ciekawe, każdy budynek ma wypisane, kto jest fundatorem. Generalnie sierociniec był jednocześnie domem i szkołą dla dzieci, więc wszystko miały na miejscu. Miał się nimi, kto zajmować, bo wolontariusze byli jednocześnie nauczycielami i opiekunami. Ośrodek był zadbany i był budowany z perspektywą długoterminową. Sama atmosfera była zupełnie inna, bo przebywało wtedy więcej dzieci i więcej się działo za sprawą właśnie wspominanych wolontariuszy, więc dzieci miały co robić, a w tym momencie jest jeden opiekun. Będę szczery, ale za dużo to on nie poświęca im czasu. Z racji tego, że w sierocińcu nie istnieje już szkoła dzieci muszą dojeżdżać do szkoły znajdującej się w Mae Sot, a dzieli je od tego kilka kilometrów. Większość budynków jest zamkniętych, z tego powodu że nie ma na tyle dzieci, bo zostały przeniesione do innych placówek, no i wcześniej służyły jako klasy, w których prowadzone były lekcje.

Najmłodsze dzieci głównie muszą same sobie organizować czas i nie ma co ukrywać głównie nudzą się całymi dniami jak wracają ze szkoły, bo nie mają ani zabawek, ani czegoś co mogłoby im zapełnić wolny czas. Troszkę inaczej wygląda sprawa ze starszymi chłopakami w wieku 14-16 lat. Oni wolny czas spędzają, grając na gitarze, słuchają piosenek na komórkach oraz granie w piłkę nożną. Zaraz po przyjeździe obdarowałem ich nową, dobrą piłką, którą wiozłem z Polski zatem mieli w końcu, czym grać, bo mieli stare piłki, co już nie nadawały się do grania. Rozegraliśmy razem wspólny mecz na pobliskim placu graliśmy w deszczu nikomu nie przeszkadzało, że deszcz nie odpuszczał i wróciliśmy przemoczeni do suchej nitki. Kilka razy w tygodniu prowadzone są nauki gry na gitarze i pianinie do tego zjeżdżają się dzieci z innego sierocińca, i wspólnie spędzają czas. W tym czasie starsze dziewczynki przyrządzają jedzenie dla wszystkich. Kilka razy w tygodniu prowadzone są nauki gry na gitarze i pianinie do tego zjeżdżają się dzieci z innego sierocińca, i wspólnie spędzają czas. W tym czasie starsze dziewczynki przyrządzają jedzenie dla wszystkich.

Wieczorami, kiedy już wszyscy powoli szli spać przychodziły do mnie najmłodsze dzieci po prostu ze mną posiedzieć i widać jak dzieci potrzebują ciepła rodzinnego, którego tam zdecydowanie brakuje. Patrząc na to wszystko z boku te dzieci nie mają nic poza nadzieją, że będzie lepiej, choć nawet pewnie o tym nie myślą. Po prostu żyją z dnia na dzień, który każdy wygląda tak samo. Najstarsi trzymają się głównie ze sobą, i tak samo najmłodsi, chłopcy z chłopcami i dziewczynki z dziewczynkami. Rodzice przyjeżdżają z Birmy do Tajlandii bywa, że nielegalnie oczywiście głównym powodem jest poszukiwanie lepszego życia. Z tym że główną przeszkodą do zrealizowania marzenia o godnym życiu stają dzieci. Brzmi to strasznie i egoistycznie co gorsze rzeczywiście takie coś ma miejsce i dzieci są zostawiane w takiego typu miejscach, i sami wyjeżdżają do wielkich miast, takich jak Bangkok oddalone o setki kilometrów. Schemat zawsze wygląda tak samo, rodzice zapewniają, że zostawiają dziecko na kilka tygodni jednak nie wracają już nigdy!!! Raz jedyny zdarzyło się w całej historii sierocińca, że rodzice wrócili po dziecko, jest kilkoro dzieci, do których rodzice dzwonią raz na pół roku i tylko na tym się kończy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *