Iran – Jak poznałem Davida?

Do nocy miałem jednak jeszcze sporo czasu, lecz na przekraczanie granicy było zdecydowanie za późno. Wolałem na spokojnie odłożyć to na kolejny dzień. Zrobiłem rundkę po okolicy, a przez całą resztę tego ciężkiego dnia wylegiwałem się w miejscowym parku. Gdy zrobiła się szarówka, stwierdziłem, że czas najwyższy rozejrzeć się za jakimś noclegiem. W międzyczasie wszedłem jeszcze do małego sklepiku. Oczywiście szybko stałem się sensacją i miałem w swoim towarzystwie sporą grupę miejscowych. Byłem też swoistą ciekawostką dla samego sprzedawcy, który po mojej chwili spędzonej w sklepie zaoferował mi gościnę w swoim domu. Nawet było mi to na rękę przez te ciągłe ostrzeżenia o tym, jak bardzo może być tam niebezpiecznie. Przystałem więc na propozycję. Musiałem tylko poczekać, aż skończy pracę. W tym czasie ulokował mnie w pobliskim meczecie. W zasadzie był to zwykły pokój przystosowany dla wiernych. Spędziłem tam troszkę czasu, bo zdążyłem podładować elektronikę, a nawet nieco się zdrzemnąć.

Gdy sprzedawca wrócił, było już całkiem ciemno i tak jak zapewniał, zabrał mnie do swojego domu. Mieszkał na ogromnej posesji znajdującej się z dala od reszty zabudowań, otoczonej kilkumetrowym murem. Była to w pewnym sensie oaza, bo wewnątrz rozciągał się zielony ogród. Przed domem stała wielka studnia wraz ze zbiornikiem wysokim na kilkadziesiąt metrów. Nie trzeba było być jasnowidzem, żeby dojść do wniosku, że żyje na nieco innym poziomie niż reszta miasta. Gołym okiem było widać, że Mirjaveh, a w zasadzie jej mieszkańcy, nie żyją w dostatku.

Poznałem praktycznie całą jego rodzinę, a najwięcej czasu spędzałem z braćmi gospodarza, którzy oprowadzili mnie po ogrodzie i wskazali odpowiednie miejsce na rozbicie namiotu. Dla mnie było to obojętne, więc szybko takie znalazłem, po czym usiedliśmy przed domem i kontynuowaliśmy rozmowę. Wtedy nastąpiła niespodziewana zmiana planów. Stwierdzili, że najlepiej, jakbym przenocował w hotelu. Nagle zaczęli powtarzać, że w tym miejscu jest niebezpiecznie. Kompletnie nie trzymało się to kupy, bo przecież jeszcze nie tak dawno nie było o tym mowy. Jakby tego było mało, wszystko było ogrodzone murem z zamkniętą bramą na noc. Nie miałem zamiaru nikogo przekonywać na siłę, ale starałem się wytłumaczyć, że dla mnie hotel nie wchodzi w grę, oraz że pójdę poszukać innego miejsca, gdzieś na obrzeżach miasteczka. Oczywiście nie uśmiechało mi się chodzić nocą przez przygraniczne miasteczko. Ale cóż zrobić. Oni jednak uparcie mówili o hotelu, jakby w ogóle nie interesowało ich moje zdanie. Wytworzyła się niekomfortowa

dla mnie sytuacja, bo całą grupą stali nade mną, narzucając mi opcję hotelu.

– Musisz do hotelu, bo tu jest niebezpiecznie! – powtarzali jeden przez drugiego.

Pomyślałem, że nic nie wskóram, a chciałem mieć to już za sobą. Wsiadłem na pakę samochodu. Prowadził sklepikarz, a obok towarzyszył mi jeden z jego braci oraz jego syn. Kierowaliśmy się w głąb miasteczka. Szybko znaleźliśmy się przed wjazdem do hotelu. W zasadzie nie trwało to dłużej niż dwie, może trzy minuty. Zeskoczyłem z paki, zostawiając plecak na samochodzie. Weszliśmy do środka, gdzie zobaczyłem uzbrojonego policjanta pilnującego wejścia. Na właściciela musieliśmy trochę poczekać, ponieważ już spał. Kiedy się pojawił, bardzo czule przywitał się ze sklepikarzem, który tak bardzo nalegał na mój przyjazd do tego miejsca. Wydało mi się to dziwne, ale nie chciałem wytwarzać jakichś teorii spiskowych. Kazał mi usiąść i otworzył przede mną wielką książkę, a w niej spis osób z zagranicy, którzy zatrzymywali się w jego hotelu. Szczerze mówiąc, kompletnie mnie to nie interesowało. Pragnąłem jednego – świętego spokoju.

-Ile za noc? – zapytałem.

Zamknął księgę, a wyraz jego twarzy dał mi do zrozumienia, że w oczach kręcą się dolary. Nie myliłem się.

– Tylko 40 dolarów!
Wybuchnąłem śmiechem. Nie powinienem, ale to było silniejsze ode mnie. – Ile? Do widzenia! Wstałem i udałem się w kierunku wyjścia.
– 35 dolarów! – wykrzyknął.
Kilka sekund przerwy i ponowne rozpaczliwe zejście z ceny.
– Tylko 30!

Choćby krzyknął „pół dolara”, nie miałem najmniejszego zamiaru tam wracać. Facet wydał mi się najzwyczajniejszym naciągaczem. Wyszedłem na zewnątrz i zacząłem wyciągać plecak z paki. W tym samym momencie na teren hotelu wjechał wojskowy samochód, z którego wyszli uzbrojeni żołnierze. Zrobiło się spore zamieszanie. Początkowo wszyscy zaczęli rozmawiać w hotelu. Ja w tym czasie kręciłem się na zewnątrz, marząc, aby

jak najszybciej złapać za plecak i uciec z tego dziwnego miejsca. Przeczuwałem, że jest to początek problemów. Byłem poirytowany tą całą sytuacją. Czekałem, aż żołnierz stojący na progu hotelu wejdzie do środka, a ja w tym czasie się ulotnię. Jednak on zerkał raz na mnie, a raz na debatujących i czasami wykłócające się w hotelu towarzystwo. Jakby przeczuwał, co mam zamiar zrobić. Zrezygnowany stałem i czekałem. Po kilku minutach ostrej debaty wszyscy wyszli przed hotel i podeszli do mnie. Kierowca, z którym przyjechałem, złapał mnie za ramię i tłumaczył, co mówi jeden z żołnierzy.

– Musisz zostać tutaj na noc, bo hotel jest strzeżony – oznajmił.

– Nie ma takiej możliwości – odparłem zdecydowanie. – Nie potrzebuję spać w hotelu.

– A ile możesz zapłacić? – zapytał właściciel.

Po raz kolejny powiedziałem stanowczo, że nie zapłacę ani grosza, bo nie mam pieniędzy, co było oczywiście kłamstwem. Strasznie plułem sobie w brodę, że w ogóle dałem się wpędzić w taką sytuację.

– Mogę usiąść na ławce i przespać całą noc. Dla mnie to żaden problem.

Żołnierz zamienił jeszcze parę zdań z właścicielem hotelu, po czym kazali mi wziąć plecak i iść za nim. Widziałem, że poszło coś nie po myśli właściciela, bo wyglądał na bardzo niezadowolonego. Weszliśmy do hotelu, za nami ruszyła cała obsługa. Zaprowadzili mnie na pierwsze piętro. Doszliśmy do końca korytarza i zaczęli pukać w ostatnie drzwi.

– Czy oni kogoś budzą? Serio? – dziwiłem się, a zarazem było mi strasznie głupio.

Trochę to trwało, zanim drzwi się otwarły. Gdy to nastąpiło, zobaczyłem stojącego w progu Europejczyka. Zdziwiłem się i to bardzo. On na pewno też, widząc takie towarzystwo przed drzwiami.

Powiedzieli mu, że muszę tutaj przenocować, na co kiwnął głową i powiedział, że nie ma problemu. Przecisnąłem się przez stojące przede mną osoby i wszedłem do środka.

– Rano będzie samochód – zakomunikował ktoś z tłumu.

Drzwi się zamknęły, a jeszcze przez długi czas słychać było ostre debatowanie w korytarzu. Rozejrzałem się po pokoju. Na podłodze leżał duży plecak i rozrzucone ubrania. Przede mną stał rozczochrany chłopak z kolczykiem w uchu. Przywitałem się. Miał na imię David i pochodzi z Włoch. Sytuacja była trochę niezręczna, ale bardzo szybko znaleźliśmy wspólny język. Traf chciał, że podróżował dokładnie tak samo, jak ja, dojeżdżając tutaj autostopem. Rozmowa tak się kleiła, że mimo późnej godziny wymienialiśmy się swoimi historiami z podróży i opowiedzieliśmy o swoich planach na dalsze dni po przekroczeniu granicy. Już wtedy wiedziałem, że kolejny dzień będzie jeszcze ciekawszy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *