Rumunia-Norok Romania

Mimo że Rumunia jest w Unii Europejskiej to przejście graniczne nadal istnieje i trzeba przejść przez kontrolę. Bezproblemowo znalazłem się po rumuńskiej stronie w miejscowości Värsand. Urocze miasteczko żyjące swoim rytmem, ludzie siedzący przed domami pijący herbatę i biegające dzieci na ulicach. Autostop w Rumunii to świetna sprawa, bardzo łatwo i przyjemnie się podróżuje, gołym okiem widać że Rumunia nie została jeszcze pochłonięta przez zachodnią mentalność. Nie mam jakiegoś szczególnego planu na Rumunię, chce po prostu zobaczyć jak wygląda tu życie i jak najszybciej dotrzeć do Turcji przez Bułgarię. Znalazłem się przed miejscowością Arad zastanawiałem się co robić bo dzień się kończył a miałem okazje rozbić się w spokojnym miejscu. Powiedziałem sobie że poświęcę dziesięć minut na łapanie stopa jak się nie uda to zostaje tutaj na noc i rano ruszę dalej. Ulica nie była zbyt szeroka no i ja nie stałem też w odpowiednim miejscu żeby umożliwić kierowcą zjazd na pobocze. Także jak wyciągnąłem kciuka i zatrzymał się tir z naczepą to zablokowana była cała droga. Wskoczyłem tak szybko jak tylko potrafiłem nie pytając wcześniej kierowcy nawet gdzie jedzie. Miał na imię Mihai i jechał akurat do domu na urlop w kierunku Bukaresztu co bardzo mnie ucieszyło bo planowałem obrać ten sam kurs. Zapadła noc,stwierdził że nie ma mowy abym nocował w namiocie i zabierze mnie do swojego domu. Bardzo mu zależało żebym poznał jego rodzinę oraz miasteczko. Przejechaliśmy razem spory dystans ponad 400 kilometrów. Poniekąd żałowałem że przyszło mi jechać nocą tą trasą, w pewnym momencie otaczały nas wysokie góry i jechaliśmy wąskim kanionem. Była pełnia księżyca i widziałem tylko zarysy otaczających nas szczytów. Późną nocą dojechaliśmy na bazę jego firmy, tam zostawił tira i czekała już na nas jego żona Maria, po czym udaliśmy się do Curtea de Arge? gdzie mieszkali. Mimo że był już środek nocy to Mihai przywitał mnie w swoim domu z grubej rury. Już w czasie drogi do Curtea de Arge? piliśmy bimber a w domu flaszka na stół i jedziemy z tematem,na zagrychę mieliśmy jakieś Rumuńskie specjały. Mimo że Mihai dobrze mówił po angielsku to tej nocy chyba bez problemu dogadałbym się z nim po rumuńsku, jak to bywa po alkoholu wszystkie bariery językowe znikają. Było genialnie, śpiewanie,rozmowy, oglądanie zdjęć i granie w warcaby choć po jakimś czasie ledwo widziałem pionki, totalny helikopter w głowie. Nie ma co tu ukrywać,byliśmy zmęczeni długim dniem a jeśli chodziło o mnie to nie przepadam za alkoholem i w ogóle nie piję. Jednak co w podróży to w podróży. Więc procenty miały we mnie wzmożoną moc. Wcześnie rano obudził mnie Mihai i wyglądał jakby grzecznie przespał całą noc, a ja? Skacowany i niewyspany. Aż bałem się wejść ponownie do kuchni żebym tylko nie zastał tam wódki na stole.Wódki nie było, był za to Stefan syn Mihaiego, nie poznałem go poprzedniej nocy bo spał na piętrze wyżej aż dziwne że się nie obudził. Zjedliśmy śniadanie i pokręciłem się trochę po okolicy,a była ona niezwykle urokliwa w oddali widać było najwyższe pasmo Karpat Południowych w tym szczyt Negoiu. Wróciłem do domu i wszyscy zaczęli się gdzieś szykować, powiedzieli że jadą popracować do sadu a ja mogę zostać w domu i odsypiać ciężką noc. Od razu odrzuciłem ten pomysł i powiedziałem że jadę z nimi, chociaż tak będę mógł się odwdzięczyć za gościnę. Znaleźli mi stare ubrania, zapakowaliśmy narzędzia i pojechaliśmy autem do drugiego domu będącego w budowie. Tam wzięliśmy zaprzęg konny i ruszyliśmy przez miasto do sadu, po drodze wstąpiliśmy do znajomych gdzie akurat odbywała się stypa. Była piękna pogoda siedzieliśmy na dworze przed jednym z domów, mnóstwo jedzenia i alkoholu. Tylko zawitaliśmy i przykułem wszystkich uwagę,początkowo czułem się nieswojo ale Mihai streścił naszą historie poznania i zabrał się do przedstawiania mnie ze wszystkimi obecnymi co za tym szło toasty.Z trudem doszedłem do siebie po poprzedniej nocy a już zaczęło się na nowo i nie zapowiadało się że będzie lżej.Stypę opuściliśmy w stanie mocnego upojenia alkoholowego bo jak tu nie wypić za nowe znajomości no i oczywiście zmarłego?Dojechaliśmy do sadu to jeszcze tam poprawiliśmy i już nawet nie rozglądaliśmy się za popitką bo czegoś takiego nie było. Po dłuższym czasie próbowaliśmy się wziąć do pracy, trzeba było zebrać suche gałęzie i obcinać kilka drzew a później to wszystko spalić.Wszystko byłoby pięknie gdyby nie fakt że cała okolica to wzgórza ,ich sad był na jednym z takich wzniesień i kąt nachylenia był bardzo duży. Ja i Mihai staraliśmy się utrzymać na nogach już nie mówię o tym żeby wchodzić pod górę i pracować piłą spalinową. Maria czasami płakała ze śmiechu widząc co my tam poczynamy a kiedy w między czasie ktoś nowy się pojawił to smażyliśmy kiełbaski i dalej piliśmy alkohol. Generalnie nic sobie nie zrobiliśmy i sad został pięknie uprzątnięty, zrobiliśmy jeszcze objazd po polach i wróciliśmy po ciężkim dniu do domu. Po powrocie Maria zrobiła kolację z tradycyjnymi rumuńskimi potrawami. Bardzo zasmakowała mi Mamaliga którą się je z gołąbkami oprócz tego herbata z korzeni i ziół które sami zbierają. Praktycznie mają wszystko to co jest im potrzebne do życia, małe gospodarstwo, pola, sady więc do sklepu chodzą bardzo rzadko.Zostałem u nich jeszcze na trzeci dzień, poznałem resztę rodziny a Stefan oprowadził mnie po ciekawszej części miasta.Przede wszystkim musiałem dojść do pełni sił żeby ruszyć dalej.Żal było wyjeżdżać bo czułem się tam dobrze i wszyscy mnie nakłaniali żebym został na dłużej, zaś z drugiej strony ciągnęło mnie już dalej. Czwartego dnia Mihail był na tyle miły że obwiózł mnie na główną drogę prowadzącą do Stolicy Rumunii, Bukaresztu.Niby była to autostrada ale ciężko to nazwać pełnoprawną autostradą jak jeżdżą tam konie ciągnące drewniany wóz i jest to raczej na porządku dziennym. Jeszcze tego samego dnia znalazłem się na przedmieściach Bukaresztu i do granicy z Bułgarią miałem już naprawdę niedaleko.
Przez trzy dni chyba więcej wypiłeś niż przez swoje dorosłe życie ????????????
hehe cos w tym jest 😀