Pakistan-Welcome

No i znalazłem się w Pakistanie.Przeszedłem wraz z Davidem przez urząd migracyjny,dostaliśmy pieczątkę i mogliśmy iść dalej, jednak nie mogliśmy ruszyć na własną rękę.Z marszu zostaliśmy przechwyceni przez jednego z policjantów,zaprowadził nas do znajdującego się od granicy jakieś 300 metrów posterunku.Był to dość mały posterunek lecz była to istna forteca ogrodzona wysokim murem,a żeby wejść na teren placówki trzeba było przejść przez podwójną bramę.Wszystko ze względów bezpieczeństwa,zdarza się że na granicę są podkładane ładunki wybuchowe lub po prostu najeżdżane przez przez bojówki terrorystyczne mniej lub bardziej związane z większymi ugrupowaniami.Przeważnie ataki są odpowiedzią na przeróżne zdarzenia w sferze politycznej lub lokalnej.Mimo że przed sobą mieliśmy jeszcze sporo dnia to jednak nie mogliśmy ruszyć w dalszą drogę.Mieliśmy dostać eskortę która miała nas przewieźć do Kweta z granicy jest to ponad 600 kilometrów jadąc pustkowiem.Ta droga jest niezwykle niebezpieczna ponieważ właśnie na tej drodze odbywają się ataki.I jazda nocą byłaby sporym ryzykiem.Więc musieliśmy poczekać do kolejnego ranka spędzając noc na posterunku.Wcześnie rano ruszaliśmy dalej. Droga do Kwety miała być robiona na dwa odcinki.Wiadomo było że przez najbliższe dwa dni będzie towarzyszyła nam eskorta.Z jednej strony super bo mieliśmy darmowy transport.
Kiedy jeszcze siedzieliśmy na posterunku czekając na następny dzień w pewnym momencie otwarła się brama i kilku policjantów wprowadziło idących w rzędzie mężczyzn.Było ich z 30-stu może 40-stu.Weszli na środek placu i kazano wszystkim uklęknąć,a nad nimi stali policjanci z karabinami.My akurat siedzieliśmy na krzesełkach więc wszystko doskonale widzieliśmy. Nie wiedzieliśmy ,co jest grane? kim są ci ludzie? Podeszliśmy do jednego z policjantów i wprost się zapytaliśmy.Byli to Afgańczycy uciekający ze swojego kraju,akurat zostali złapani na terytorium Pakistanu.Po kolei wyczytywano każdego , sprawdzano listę.Szło to bardzo powoli,skwar z nieba był niesamowity.Akurat siedziałem z wodą i widziałem jak niektórzy są wycieńczeni. Niedaleko mnie klęczał jeden z nich i ciągle się patrzył na butelkę. Wstałem i mu dałem , nie widziałem jak zareagują na to policjanci stojący dookoła jednak nic nie mówili.Zaczęli sobie podawać wodę z rąk do rąk i szybko się skończyła.Póki nie rozdzielono wszystkich po celach jeszcze kilka razy napełniłem im wodę z wielkich glinianych naczyń.
Bo w zasadzie tylko taką wodę mieliśmy ,staraliśmy się ją przefiltrować lecz niestety różnicy nie było.Przyznam szczerze , nigdy nie piłem tak niedobrej wody jak tam.Jeśli miałbym określić jak ona smakowała to jakby ktoś wykręcił szmatę z podłogi do szklanki i przeżarte było to jakimś tłustym osadem.Okropieństwo,przy takim upale jaki tam panował chciało się pić strasznie,jednak po kilku łykach ochota na picie przechodziła jak ręką odjął.Z nudy robiliśmy sobie zawody z Davidem kto wpije więcej bez skrzywienia się.
Wszyscy byli już w celach,wpadliśmy na pomysł żeby z nimi porozmawiać.Ich cele znajdowały się po drugiej stronie posterunku jakieś 20 metrów od nas.Widzieliśmy ich przez kraty,a oni nam się przyglądali. Podeszliśmy i zapytaliśmy czy ktoś rozmawia po angielsku.Jeden z osadzonych rozmawiał więc chcieliśmy dowiedzieć się od niego czegoś konkretnego.Był to nauczyciel z małej wioski w Afganistanie,chciał się przedostać do Iranu ponieważ jak stwierdził uciekał przed wojną , w dodatku chcieli go zaciągnąć do wojska chcąc czy nie musiałby ryzykować życie na wojnie.Rozmawialiśmy z nim na raty bo czasami przychodził ktoś i mówił że nie możemy rozmawiać,lecz po jakimś czasie znowu wracaliśmy bo mieliśmy do niego mnóstwo pytań.Opowiedział nam o życiu w Afganistanie,o tym co go czeka gdy zostanie deportowany z powrotem do kraju , dodał że właśnie tego boi się najbardziej bo za to że uciekł z własnego kraju czeka go obóz pracy gdzie są bici , warunki są dramatyczne dodając że niektórzy już żywi z niego nie wracają.Cele w których siedzieli były jak sauny i do picia jeszcze ta okropna woda.Inni grali w jakąś grę kamyczkami na wyrytej planszy na podłodze.Ogólnie ściany są wybazgrane po sam sufit
Obok placu stało kilka samochodów,wcześniej specjalnie nimi się nie interesowałem .A że mieliśmy mnóstwo czasu zaglądałem z ciekawości wszędzie i tak stanąłem przed jednym z aut.Spojrzałem na niego od lewej do prawej i dostrzegłem że na całej linii jest podziurawiony.Przez myśl przeszło mi od czego. Podszedłem bliżej i w środku widzę rozbite szkło na dywaniku ,zakrwawione siedzenia i ślady kul.Zawołałem siedzącego obok policjanta i pytam się co tu się stało.A on odparł że to jest auto jednego z zamachowców który zaczął strzelać do jednej z eskort policyjnych.Tak ,tych eskort które następnego dnia miały mnie i Davida wieźć do Kwety. Takiego typu ataki nie zdarzają się często jednak mają one miejsce .
Pod wieczór pozwolono nam wyjść na chwilę po za mury posterunku i w towarzystwie uzbrojonego gościa poszliśmy do sklepu.Pojęcie sklepu jest tu daleko od naszego Europejskiego rozumowania.Wchodziło się jakby do ziemianki i tam oglądało co jest do kupienia.Wziąłem sobie trochę ciastek i przede wszystkim wodę butelkowaną.Nigdy tak się nie cieszyłem z wody jak wtedy.Pomyślałem też o tych co siedzieli w celach więc dałem im resztę tego jedzenia co miałem w plecaku ,dokupiłem dwie reklamówki wody ,troszkę ciastek,i dałem im przez kraty.Ale chciałbym zaznaczyć że nie wzięli wszystkich ciastek ,nie chcieli wziąć więcej żebym zostawił coś dla siebie.W nocy było potwornie duszno i gorąco do tego stopnia że spaliśmy na dworze na malutkim trawniku gdzie kuriozalnie bo na posterunku policji rósł sobie krzaczek marihuany.
Nastał poranek przed nami była podróż eskortą w stronę Kwety,Sam byłem ciekaw jak to będzie wyglądało.Zapakowaliśmy się do auta i dwóch policjantów zawiozło nas jeszcze normalnym autem na koniec miasteczka dokładnie na przydrożny posterunek pośrodku niczego(mała budka otulona workami z piaskiem).Tam nas zostawili i czekała już kolejna eskorta z którą mieliśmy się udać dalej .Dostaliśmy ogromny zeszyt gdzie trzeba wypełnić swoje dane itd.Jak się później okazało co każdy posterunek trzeba było takie coś wypełniać.Podobnie jak zmiana eskorty następowała przy każdym takim posterunku.Dziennie zmienialiśmy eskortę od 10-15 razy ,i zawsze taka sama procedura.Wpis i w drogę.Dla mnie podróż była czymś niesamowitym bo zawsze jechaliśmy pickupem na pace z tyłu.Większość z nich ma wrzuconą tam wersalkę,a w nogach były nasze plecaki lub jakieś baniaki z ropą.Po drodze był czas na opalanie,robienie zdjęć i robienie herbaty.Tak robienie herbaty,a robiłem ją poprzez przelanie wody do butelki i wrzucenie tam herbaty.Wystarczyło zostawić ja na 5-10 minut na słońcu i była zagotowana.Można sobie tylko wyobrazić jak palące było słońce. Ciągle jechaliśmy przez pustkowia co nie oznacza że była monotonia,a wręcz przeciwnie.Mijaliśmy różne wioski położone po drodze i każde miało swój urok.W tym regionie powstaje mnóstwo tornad,więc nieodłącznym elementem był widok mniejszego lub większego tornada podążającego przez pustkowie.Szczerze powiem że nie czułem tego że jadę przez region gdzie teoretycznie talibowie mogą nas zaatakować,a cała otoczka skrupulatnie o tym przypominała.Jadąc jedną z eskort spojrzałem za siebie czyli w kierunku jazdy i zobaczyłem że przednia szyba w kabinie ma ślady od kul karabinu.To samo bok burty gdzie akurat siedziałem. Mimo tego nastroje dopisywały w zasadzie nie tylko nam bo także podczas innej z eskort poczuliśmy specyficzny zapach. Odwróciliśmy się ,a tam policjant pali sobie skręta.To pukamy mu do środka przez szybę i pokazujemy kciuka, ciesząc się.On uśmiechnięty od ucha do ucha nagle hamulec,i zatrzymaliśmy się.Wysiadł z auta zaproponował zapalenie haszyszu po czym dał trochę na drogę żebyśmy się nie nudzili.David był siódmym niebie.
Po ciężkim i intensywnym dniu dojechaliśmy do połowy drogi do Kwety. Pierwszego dnia eskorty zrobiliśmy ok.300 kilometrów jest to spory dystans patrząc na to że jechaliśmy w nieustającym słońcu.Zatrzymaliśmy się w miasteczku Dalbandin,wymagane było spędzić noc w specjalnie strzeżonym hotelu.Odkąd przyjechaliśmy mnóstwo dzieci pojawiło się w okolicy,oczywiście powstała mała sensacja.W hotelu było Wi-Fi zatem była możliwość nadrobienia zaległości na blogu.Siedzieliśmy na dole w towarzystwie uzbrojonych policjantów w zasadzie bardziej oni byli ciekawi nas bo co chwile chcieli żebyśmy sobie zrobili z nimi zdjęcie do tego oczywiście wspólne zaproszenia do grona znajomych na facebooku. Zapadła noc poszliśmy spać po wyczerpującym dniu.Póki w pokoju kręcił się wiatrak na suficie było znośnie ,jednak tutaj dostawy prądu są przerywane w ciągu dnia,a jak się później okazało w nocy wyłączane całkowicie i dopiero rano ponownie wznawiane.W związku z tym w pokoju było bardzo duszno nie mogłem na dłużej zmrużyć oka w środku nocy poszedłem posiedzieć na balkonie.Było o wiele lepiej niż w środku czasem nawet coś zawiało więc było lekkie orzeźwienie nawet nie wiem kiedy usnąłem,jeszcze przed wschodem słońca obudziły mnie głośne modlitwy wydobywające się z głośników znajdujących na ulicy.
Nigdy nie miałam wątpliwości, że masz wyjątkowo dobre serce! Jestem z Tobą myślami w tej nietypowej podróży. Ściskam!
P.S. Przecudowne zdjęcia! 🙂
Dziękuje :))
Uważajcie na siebie w tym Pakistanie z Davidem! 😮
Młody ta wyprawa krótko mówiąc staje się nieco ekstremalna – bez zbędnego ryzyka!!!! Trzymamy „kciuki” i nie strasz matki…..
Wszystko jest pod kontrolą,także spokojnie .