Chiny-Songfan

Rozbijając się poprzedniego dnia byłem pewien że miejsce jest nieuczęszczane przez miejscowych.Rano pierwsze co obudziła mnie krowa próbująca zjeść mi namiot , następnie młody chłopak ciekawy tego co spotkał na swojej drodze.Później już leżałem do momentu aż mi się zrobiło gorąco. Mimo że w dzień jest gorąco to w nocy temperatura spada coś koło 0*C . Koło 10 dopiero ruszyłem się z miejsca i udałem na drogę główną , stojąc przed bramkami zatrzymał się samochód terenowy i z sympatyczną rodzinką dojechałem do malej wioski raptem kilkanaście domów i kilka knajpek z jedzeniem przy drodze.Wszedłem do pierwszej z brzegu i troszkę się obszedłem smakiem.Cała uwaga obsługi i siedzących tam klientów była skierowana na mnie , także przy każdej próbie pokazania palcem na potrawę w menu , wszyscy się uśmiechali i wołali kolejne osoby żeby mogli mnie zobaczyć. Z jednej strony było to miłe a z drugiej byłem mega głodny.Już wiedziałem że w tej knajpce się nie najem ,poszedłem na koniec wioski i tam coś znalazłem . Po obiedzie usiadłem na poboczu łapiąc stopa . Przed swoimi oczami miałem wielką kaplice gdzie akurat mieszkańcy mieli mszę , chodząc w kółko i kręcili złote wały na których były wypisane modlitwy . Po chwili złapałem stopa , jechałem z całą rodziną która jechała na cztery auta do Songfan.Trochę zjechaliśmy z głównej drogi i jechaliśmy przez małe wioski które były malowniczo przy zdobione w kolorowe flagi, mniej uczęszczane drogi niosły za sobą piękne widoki. W między czasie zaprosili mnie na obiad , pojechaliśmy na piknik przy pięknej polanie. I z nimi byłem do końca dnia , a do Songfan dotarliśmy pod wieczór .Oświadczyli mi że następnego dnia mogę jechać dalej z nimi do Chengdu,lecz oni jada po obiedzie ja chciałem wyruszyć z wczesnego rana .Pomyślałem że najwyżej mnie zabiorą gdzieś po drodze gdyby szło opornie. Songfan to piękne miasto , można powiedzieć że jest nawet bardzo turystyczne .Otoczone przez góry w klimacie tybetu , a na jednym ze szczytów znajduję się klasztor który widać z każdego miejsca.Szukając miejsca na nocleg wstąpiłem do przyulicznego straganu i kupiłem na pamiątkę tybetańskie kolorowe szale .Targując się zszedłem z ceny o 50%.Mimo że początkowo sprzedawca twardo stał przy początkowej cenie.Zrobiła się już szarówka a ja postałem jeszcze chwilę z chłopakami którzy z ciekawości podeszli do mnie i na półmroku rozbiłem się nieopodal głównej drogi,dokładnie za składem cegieł.
Ooo.. to te słynne kolorowe flagi 🙂 Łukasz co to jest na tym wzgórzu kolorowego?
Widać,że ludzie są pozytywnie nastawieni do życia gdzie się nie obejrzysz to kolorowo 🙂
To sa wlasnie te flagi.tybetanczycy ozdabiaja wszystko nimi.szara wioska zamienia sie w kolorowe miejsce
Taką rikszą to bym się przejechała 😀