Kirgistan-Zamknięta granica

Wstałem i pomyślałem że fajnie byłoby być dziś w Chinach.No i były na to spore szanse pod warunkiem że szybko dostane się na granice.Z przedmieścia Osz zabrał mnie wracający z pracy ochroniarz lotniska i tak z nim dojechałem do Gylcia .Idąc trochę zaczęło mi burczeć w brzuchu więc zacząłem się rozglądać za jakimś sklepikiem, no i chcąc niechcąc trafiłem na pana smażącego szaszłyki przy drodze (małe kulinarne szaleństwo) smakowało wybornie . Gylcia to malutka miejscowość więc chwila i byłem na końcu miasteczka , siedząc na betonowym klocku czekałem na okazję. Po chwili odganiania się od much i przyglądaniu pracującym na polu ludziom doczekałem się podwózki na spory kawałek. Zabrała mnie rodzina jadąca do miejsca od którego miałem ok. 50 kilometrów do rozjazdu Chiny – Tadżykistan , oni odbili na wioskę ,a ja zostałem przy drodze głównej. Cieszyłem się bo wiedziałem że tego miejsca to praktycznie prosta droga do państwa środka.Byłem pewien że szybko coś złapie i tak właśnie się stało .Zatrzymał się kierowca z którym mogłem dojechać 30 kilometrów od granicy . Zanim tak się stało było mi dane wjechać na wysokość 3550 metrów . Tam zatrzymaliśmy się na odpoczynek i mogłem podziwiać drogę którą jechaliśmy z pół godziny a była to kręta droga (4 kilometry) o niesamowicie stromym podjeździe . Auto aż się gotowało z przeciążenia . Kierowca pogadał z innymi kierowcami i ruszyliśmy dalej . Jadąc zobaczyłem ogromne pasmo górskie i widok powalający . Temperatura była na tyle niska że musiałem się ubrać w cieplejsze ciuchy , a jeszcze 50 kilometrów wcześniej paradowałem w krótkim . Wysiadłem na tym rozjeździe a była to mała wioska która była ostatnią przed granicą z Chinami . Opuściłem wioskę i szedłem dalej . Po raz kolejny byłem pewny tego że zaraz coś złapie.Mimo że szedłem a auta nie jechały to euforia tkwiła we mnie utrwalając mnie w przekonaniu że coś złapie.Kiedy wioska zniknęła mi z oczu a ja znalazłem się na totalnym pustkowiu,doszło do mnie że coś jest nie tak. Minęła godzina,dwie a ja idę albo leże na drodze i tak w kółko.W życiu bym się nie spodziewał że na tej drodze do granicy Chińskiej ruch będzie zerowy , dosłownie . Zrobiłem spory kawałek z buta. Lecz czymś co rekompensowało ten brak ruchu to widoki które miałem po swojej prawej stronie.Pasmo górskie z ośnieżonymi szczytami zatem szło się przyjemnie przy takich widokach . I w końcu jedzie auto !!! Jak je zobaczyłem cieszyłem się jakbym dostał arbuza . Zatrzymali się i młodzi chłopacy podwieźli mnie jakieś 20 kilometrów bo jechali na polankę zrobić piknik na który mnie zapraszali ,ale tak się napaliłem że jeszcze tego dnia znajdę się w Chinach to odmówiłem . Do granicy miałem dosłownie rzut beretem , jednak aut jak nie było tak nie ma . Idąc podjechał rowerem do mnie chłopak mieszkający w jednej z jurt znajdujących się na polanie dość daleko od drogi , pogadaliśmy chwile . Powiedział mi że ogólnie ruch jest spory ale teraz już jest piątek i granica jest na weekend zamknięta ,i to jest przyczyną małego ruchu . Trochę mnie to zasmuciło że będę musiał czekać do poniedziałku na otwarcie granicy ale cóż … Po kilku godzinach zabrało mnie auto jadące na granice z beczkami ropy , a że w środku nie było miejsca bo znajdowały się tam 3 osoby to jechałem na pace , mróz niesamowity . Po drodze mijaliśmy kontrole przedgraniczne w których z uśmiechem reagowano na moją osobę . Najlepsze były miny strażników jak widzieli mój paszport. Niestety kiedy dotarłem na granice potwierdziły się informacje od chłopaka którego spotkałem wcześniej i granica zamknięta , a spóźniłem się o godzinę !!! , więc takim sposobem utknąłem na 2 dni . Granica to rozpadające się budki w których prowadzony jest handel i polowe kuchnie w których można tanio i dobrze zjeść . W sklepach nie było za dużego wyboru , ale na każdym kroku można było dostać czaj z pieczywem . Kolejka utworzona przez tiry do granicy była już spora.Nastał wieczór i co kilka godzin dojeżdżał jakiś tir ustawiając się w kolejkę . Ja rozbiłem się na wzgórzu z pięknym widokiem na góry, dokładnie to nad samą przepaścią przy rzece o kolorze czerwonym . Kiedy zapadła noc wystawiłem na chwile głowę z namiotu i w tym samym momencie zamurowało mnie. W bezruchu patrzyłem w niebo, nie sądziłem że niebo może tak powalić , widziałem miliony gwiazd i zarysy galaktyk o różnych kolorach , m.in dla takich chwil warto było przejechać kawał drogi . Próbowałem uwiecznić to w aparacie jednak nocą nie radzi sobie za dobrze i niestety ten obraz musiałem uwiecznić tylko w głowie.
A ten znowu na dachu xD
hahahah osobiście Ci zorganizuje taki transport 😀